Zostały dwa tygodnie normalności. Przez normalność rozumiem nudę. Przez kolejne dwa tygodnie sama rozrywka, potem już tylko życie nową szkołą. Sierpień zleci mi z pewnością o wiele szybciej niż lipiec. Mam tylko nadzieję, że z wrześniem będzie tak samo. Ale dobra, nieważne. W niedzielę pojechałam z całą rodzinką do Krynicy-Zdroju. Standardowo: deptak (pijalnia w remoncie, takie to mam szczęście), Jaworzyna Krynicka i dom. Wróć. Po drodze zauważyliśmy jakiś piknik w skansenie. Spędziliśmy tam jakąś godzinę. Co najlepsze- wszystko za darmo. No prawie. Bo jedzenie czy pamiątki to już trzeba było kupić. Ale za to wiedzę można było zgłębiać za darmo. Wszystko byłoby fajnie, gdyby nie 30 stopni. Dzisiejsza noc to była masakra. Nie mogłam zasnąć przez kilka godzin, było mi gorąco i duszno. Tuliłam się do ściany, przynajmniej była zimna. Forever alone tuli się do ściany. Mam nadzieję, że dziś już tak strasznie nie będzie. Jutro ma ponoć padać. Niech spróbuje nie padać! A tak na marginesie to przed chwilą założyłam sobie tumbler'a. Mało, ale to dopiero moja pierwsza godzina.
Chciałabym dzisiaj zacząć jakoś inaczej. Myślałam i myślałam. Chyba po prostu nie umiem zaczynać. Pierwsze co nasuwa mi się na myśl to fakt, że już prawie cały lipiec za nami. Połowa wakacji. Choć tak naprawdę został jeszcze tydzień. To w sumie dobrze, bo to najnudniejszy lipiec w moim życiu. Zawsze przynajmniej te w dwa tygodnie miałam zapewnioną jakąś rozrywkę a w tym roku musiałam zapewnić są sobie sama. Nie za dobrze mi to wyszło. Zdarzały się różne wyjścia, spotkania, ale i tak zmarnowałam większość czasu. W tym tygodniu zrobiliśmy ognisko. Najpierw miało być klasowe, potem zostało odwołane i zamienione na babską imprezę. W rezultacie przyszło chyba ponad pół klasy i jeszcze kilka znajomych osób. I tak szłam do domu się przebrać, ponad kilometr. Tylu bąków to chyba nigdzie nie ma. Musiałam też przynieść zapałki. Zawsze jesteśmy tak dobrze przygotowani.Wczoraj na dniach miasta spotkałam niektórych. Poszłam z całą rodziną. Koncert InoRos. Było całkiem fajnie. Przynajmniej nie siedziałam w domu. Za to jak przyszłam musiałam poratować się pasztecikami z pieczarkami, bo myślałam, że umrę. Co z tego, że nie odczekałam 2h przed snem. Tak w ogóle to powinno nazywać się jakoś inaczej niż paszteciki, bo w końcu nie ma tam pasztetu. I znów mówię o jedzeniu. Może ja już skończę, co? Macie okienko z Biffy Clyro.
Miałam sobie przemyśleć tą notkę. Świetnie mi to wyszło. Ludzie wymyślili już wszystko. Tak, to moje jedyne usprawiedliwienie. Zrobić coś, czego nie zrobił jeszcze nikt? To w moim przypadku graniczy z cudem. Za to wczoraj zrobiłam najsłodsze "ciastka" jakie istnieją. Krakersy, miód, śmietana, kakao, rodzynki. Mieszasz wszystko i robisz z tym co chcesz. To co, że zapomniałam dodać śmietany i musiałam je mieszać jeszcze raz bo były nie do zjedzenia. I tak skonsumowaliśmy cały talerz. Zje się jedno i ma sie już dość życia. Bez wody w pobliżu lepiej nie próbować. Dziś też byłam kucharką. Robiłam pizzę. No nie sama, bo ja w kuchni sama niczego nigdy nie zrobię dobrze. Wyszła całkiem dobra. Jeszcze troche zostało. Powiem tak.. jest godzina... 20.11. Obiad
był przed 14. Do tej pory nie jestem w stanie niczego zjeść. W sumie
dobre rozwiązanie dla odchudzających się. Zjesz kilka kawałków takiej
pizzy rano i masz spokój na cały dzień! Albo i dwa. Dobra, bez przesady.
Jutro już się za żadne potrawy nie biorę. Moje pomysły wyczerpały. I ja
mam prawo nazywać się kreatywną osobą? Nieważne. Może nie
zauważyliście, ale zniknął magiczny pasek u góry. Już nie będziecie
musieli wyłączać muzyki, zagłuszającej waszą. A ładne piosenki leciały
przecież! Szczerze powiem, że też mnie to wkurzało. Słucham czegoś
innego, wchodzę tutaj i słyszę dufoefdkjnfwemfk. Dlatego dla własnej i
Waszej wygody to usunęłam. Będę dodawać nadal magiczne okienka z
magicznego youtuba. To już powinniście znać. The 1975.
Nienawidzę, gdy nie jestem czegoś pewna. Kiedy ktoś trzyma mnie w niepewności. Kiedy nie wiem, jak się zachować. To się staje irytujące. Siedzę praktycznie cały czas w domu. Brak rozrywki. Zróżnicowania. Przynajmniej dziś posiedziałam w towarzystwie. Potrzebowałam się komuś wygadać. Nie o konkretnych rzeczach, ale w ogóle. Powiedzieć wszystko, nawet głupoty. Planujemy jutro ognisko. Mogę się założyć, że go nie będzie. Planowanie już opanowałyśmy. Gorzej z działaniem. Ale muszę znaleźć sobie jakieś zajęcie na lipiec. O sierpień się nie boję. Wczoraj zaczęłam coś rysować. Chyba oko. Ale wygląda jak "coś" z jakiegoś taniego horroru. Dobre i to. Zabiłam trochę czasu. Ale to i tak mało. Jutro jako tako rozrywkę będę mieć. Sprawdzę listę z nazwiskami osób z mojej nowej klasy. Nie wiem czy pojawią się w internecie, a jutro będę miała okazję ją zobaczyć. Chcę mieć o nich jakiekolwiek pojęcie. Przeglądałam wczoraj historię youtuba i słucham teraz piosenek, których jakieś 2 miesiące temu słuchałam na okrągło. W dodatku zaczęłam słuchać hitów lat '80. Choć grzeczne anglojęzyczne zespoły rockowo-soulowe zawsze są u mnie na pierwszym miejscu. Chciałabym coś tu zmienić, bo ludzie namieszali mi w głowie. Po prostu niektórych to dziwi. Piszę to już jakieś 20 minut. Doszłam do wniosku, że nie chodzi tu o to, żebyście Wy wiedzieli co u mnie, ale dlatego, że fajnie jest przeczytać co napisałam rok temu. Ile się zmieniło. W dodatku zaczęłam bloga traktować trochę jak spowiednik. Muszę się wygadać. Wypisać. Nieważne. Przyzwyczaiłam się już do tego.Taki tryb życia mi odpowiada.
Powinnam się chyba trochę bardziej rozpisywać. Choć z drugiej strony po co lać niepotrzebnie wodę? Z resztą, nieważne. Dostałam się! Dostałam się do jednego z najlepszych liceów w województwie. Teraz się cieszę, później będzie czas na stres. Alex w wielkim mieście. Dam radę. Póki co cieszę się wakacjami. Pierwszego grilla mam za sobą. Właściwie to wróciłam z niego 15 minut temu. W przyszłym tygodniu spodziewam się jakichś odwiedzin. Byle tego lipca nie zmarnować. Bo sierpnia nie zmarnuję, na pewno.
Człowiek to jednak potrzebuje przerw. Potrzebuje czasu. Chyba mało kto przepada za gwałtownymi zmianami. Zanim one nastąpią, trzeba sobie wszystko poukładać i oswoić z tą myślą. Tak samo dzieje się, gdy mówimy o zmianie człowieka. Jest jedna różnica. Te, których doświadczamy nie zależą od nas. Nie mam wyboru, muszę iść do nowej szkoły. Ale zmiana osobowości zależy tylko ode mnie i od moich chęci. Takie zachodzą o wiele wolniej. Logicznie. Nie zawsze też kończą się sukcesem. Ale jak człowiek ma silną psychikę, zrobi sobie "listę za i przeciw", to myślę, że jest w stanie choć minimalnie zmienić swoje zachowanie. Swoje nastawienie i sposób myślenia. Głupie. Trzeba myśleć, żeby zmienić swój sposób myślenia. W każdym razie sama chęć, to już połowa sukcesu. Samo uświadomienie sobie, że robi się coś źle, ułatwia nam zadanie.
Tematyczny obrazek na koniec. Uśmiech.
Mało brakowało, a opublikowałabym jedną z nudniejszych not, jakie kiedykolwiek tu powstały. Nie mam energii. Mam niminalnego stresa, że jednak nie dostanę się do szkoły. Obudzę się jutro o 5 rano i będę chodzić jak na szpilkach. Chcę już wiedzieć. Ale dobra, nie myślę o tym. Byłam u fryzjera. Uwaga. Fryzjerki, które wiedzą ile to 3cm jednak istnieją. Chwała jej za to. Pozbyłam się w większości zniszczonych końcówek, a z długości wiele nie ubyło. Tak mało trzeba, żebym była zadowolona. No dobra, zrobiłam porządek na głowie to w szafie też pasowało posprzątać. Teraz to zupełnie inny świat. Ile ja mam ciuchów! Ale zaraz wychodzę a i tak nie wiem, w co sie ubrać. Taka już nasza natura, nie? Teraz się lekko denerwuję, bo czekam od wczoraj na ważną wiadomość i do tej pory jej nie dostałam. Nie lubię takich sytuacji. Wiem, że wy też nie. No dobra, nie jest długo. Uśmiech.
Ciągle wszystko zmieniam. Po prostu nie mogę się na nic zdecydować. Myślę, że ten wygląd i nazwa zostanie. Znając mnie to za miesiąc będzie się nazywał zupełnie inaczej. Ejsel. Niech już będzie. Nudzi mi się, więc kombinuję. Wczoraj i tak miałam zapewnioną rozrywkę. Byłam z rodzicami i siostrą na pierwszej wakacyjnej wycieczce. Zwiedzamy okolice swojego miejsca zamieszkania. Jakieś duże kamienie. Uhuhu. To dopiero rozrywka. Powiem Wam, że były całkiem fajne. Samo słowo "kamień" nie budzi szczególnej ekscytacji, ale było na co popatrzeć. Na zamku Aleksandra Fredry też można było poczuć adrenalinę. Właściwie to w ruinach zamku. Wiele tego nie było, ale sam fakt, że przeszłam się po murze, o którym jest mowa w "Zemście" sprawia, że mam "szacun na dzielni". Gdyby jeszcze ktokolwiek czytał lektury. Podsumowując: ładne kamienie, ładne ruiny, ładne widoki. Czego chcieć więcej? Biała czekolada. Nie, przepraszam, odchudzam się. To jest właśnie silna wola. Której nie mam. Biała czekolada już się trawi. Mamy poniedziałek. Do jutra mam złożyć kopie świadectw. Jedną miałam złożyć już dziś, ale przejechałam 30km tylko po to, żeby usłyszeć "nie masz składać żadnych papierów". To w końcu do której szkoły mam składać, a do której nie, bo nie ogarniam. No dobra, nieważne. Gorzej, że nie znalazłam ani jednych czarnych dżinsowych rurek. Czy wymagam tak wiele? Najwidoczniej tak. Teraz każdy ciuch jest jakiś dziwny. Nie ma najprostszych rzeczy. Dalej nie mam w czym chodzić. Może wytrzymam do sierpnia. Tak w ogóle to od dziś miała być ponoć wyłączona opcja "obserwuj". Zamiast tego mieli być obserwatorzy Google+, ale jak widać dalej to coś się na blogach mieści. Koniec z moją anonimowością, bo musiałam przełączyć konta. Mimo wszystko dla Was jestem Asel bądź Alex. "Wysyłanie wiadomości nie powiodło się." No to zdjęć z kamieniami nie będzie. Jak już to ogarnę to wstawię na facebooka, którego macie z boku więc o tony lajków poproszę.
Chcecie jakąś rozterkę psychologiczną? Może coś wymyślę. Uśmiech.