Świadectwo jest, tak tak, leży na biurku. Książki też odebrane.
Potem przeszłyśmy się do pizzerii i tam wreszcie zdjęłam te szatańskie koturny. Pojadłam sobie, oj pojadłam.
Niestety wróciłam do domu, gdzie czekała mnie straszna wieść.
Nie było internetu.
W dodatku mięli go włączyć o 13, a włączyli o.. 13:30! Ci ludzie są bezlitośni.

Właściwie nie wydarzyło się dziś nic istotnego.

Teraz już można powiedzieć: jesteśmy wolni. Zostało tylko odebrać świadectwo i cieszyć się wolnym czasem.
Mój ostatni dzień w szkole był równie nudny jak reszta tygodnia. Połaziliśmy, pośmialiśmy się...
Chyba największy ubaw był przy robieniu sobie jaj przez telefon. Dzwoniliśmy jakieś 15 razy, nie licząc tych nieodebranych...
Nie ma to jak siedzieć przy szkolnej budce telefonicznej i wydzwaniać do biednych ludzi tylko po to, żeby się nie nudzić.

Innym sposobem zabicia czasu było oczywiście malowanie po tablicy.

wygrzebane zdjęcie starego rysunku

przeglądam facebook'ową tablicę i ciągle widzę to samo. obrazki z kwejka/bestów, zdjęcia kotów, "śmieszne" obrazki i bezsensowne statusy. 

nienawidzę końca roku. wszystko niezorganizowane.
każdy w innym miejscu. oczywiście większość na komputerach. ja trzymałam się biblioteki.


niespodziewany wyjazd do Jasła zniszczył mój niecny plan natychmiastowego udania się do toalety. musiałam wiec czekać pół godziny aż dojechałyśmy do Galerii i wreszcie... no.
to były straszne chwile.
wyobraźcie sobie...

teraz napycham się kaloriami.

oceny w szkole wystawione więc teraz mam o wiele więcej czasu. choć wakacje się zaczynają... pewnie ciągle będę gdzieś chodzić, wyjeżdżać itp.