W czwartek moja szkoła bardzo pozytywnie mnie zaskoczyła. Byłam przekonana, że dwie ostatnie lekcje spędzę na niezbyt rozrywkowych zajęciach z dziennikarstwa. Całe szczęście poszliśmy w miejsce, gdzie czuję się jak ryba w wodzie. Ja i obrazy. Wszędzie twórczość, wszędzie inspiracja, wszędzie kreatywność. Spędziliśmy godzinę w galerii sztuki. Może nie jest to jakaś ogromna galeria z obrazami światowej sławy, ale wystawa przerosła moje oczekiwania. Nastawiłam się na niezbyt ciekawe scenki rodzajowe albo prace sześciolatków z jakiegoś przedszkola, a zobaczyłam pomieszczenie pełne kolorów, abstrakcji i piękna. To było piękne, naprawdę. Dużo obrazów dotyczyło religii, ale nawet one zostały utrzymane w tym nowoczesnym stylu. Kiedy zobaczyłam obraz poniżej ("Pomiędzy milczeniem"), to od razu wyobraziłam go sobie na ścianie w moim pokoju. Drugi ("Deesis II") to jeden z religijnych- no ok, powiedzmy to- dzieł sztuki. Tak, to były dzieła sztuki, nad którymi naprawdę można by było spędzać godziny. Niestety nie dowiedziałam się kto jest ich autorem, a nie mam pewności, że to co pisze w internecie dotyczy właśnie tej wystawy, dlatego nie będę podawać żadnego nazwiska, nie chcę wprowadzać was w błąd. Dowiem się w czwartek, bo będę musiała napisać z tego cudownego wyjścia sprawozdanie, ale w zasadzie w ogóle się tym nie przejmuję. Mam nadzieję, że wy też lubicie wgapiać się w efekt ciężkiej pracy innych ludzi. W sumie to właśnie taki jest zamiar malarzy. Myśl, że niedługo będę miała możliwość odwiedzić muzeum Picassa, pozbawia mnie snu. Świat bez sztuki nie miałby duszy!
Odnoszę ostatnio wrażenie, że wszędzie jest wszystkiego za dużo. Za dużo ludzi, za dużo lekcji, za dużo stresu, za dużo tłuszczu. Rzadko rozmyślam nad takimi rzeczami, ale w zasadzie odruchowo uciekam od przepychu. Uwielbiam sztukę, większość jej dziedzin. Mój wzrok ucieka przed obrazami przepełnionymi zbędnymi gratami. Zbyt duży chaos, zamieszanie, po prostu się w tym gubię. Lubię sztukę nowoczesną. Dziś nawet kropka namalowana na środku białego płótna jest symbolem cierpienia, miłości czy nienawiści, w zależności od jej wielkości i koloru. Nie rozumiem sztuki współczesnej. Choć wydaje mi się, że starsze dzieła są prostsze w odczycie to jednak wolę gapić się na tę kropkę. Paradoksalnie. Jestem fanką takiej właśnie estetyki. To przekłada się nie tylko na obrazy, ale wiele innych dziedzin. Prosta, biała koszulka jest czasem najlepszym rozwiązaniem. Denerwuje mnie, kiedy na ładnym ubraniu, oryginalny projektant umieszcza zbędny element, który psuje jego wygląd. Od gazet z ogromną ilością jaskrawych nagłówków i niepotrzebnymi zdjęciami od razu uciekam. Tło na blogu- koniecznie jednokolorowe, ewentualnie z jednym- niezbyt rozpraszającym elementem. W telewizji nie oglądam programów, w których aż rażą mnie światełka, a efekty specjalne tylko odstraszają. W połączeniu z niezbyt dobrą jakością obrazu mam wrażenie, że wszystko mi migocze i gubię się we własnym telewizorze. Zawsze będę fanką TVN'u, mimo że programy nie zawsze są najmądrzejsze to jednak prostota i dobra jakość sprawiają, że chętnie oglądam chociażby Mam Talent czy coś w tym rodzaju. Jasne kolory, nie przytłaczające, estetyczne studia, ładna grafika. Nawet jeśli program na innej stacji byłby o wiele ciekawszy to i tak go nie obejrzę, bo męczy mnie patrzenie na ekran, gdzie wszystkiego jest pełno. Zbędne ozdobniki czasem naprawdę psują efekt. Pamiętajcie o tym jak będziecie robić design na swoich blogach ;) Na zdjęciach oczywiście też nie lubię chaosu. Jak zwykle, moja ściana i ja. Myślę, że to zdjęcie mieści się w granicach dobrego smaku. Jestem gruba, ale przecież nie będę się wiecznie chować! Miłego tygodnia ;)
Jestem zarówno wykończona jak i zrelaksowana. Całe popołudnie spędziłam na szukaniu podręczników i chodzeniu po sklepach. Całe szczęście, że tym razem ubrałam płaskie buty. Choć i tak ledwo czułam nogi. Potem jeszcze godzina korków z angielskiego, coś tam do szkoły, na szczęście nie dużo i w końcu ta chwila relaksu. Prysznic, laptop, wy. Szczerze mówiąc cały dzień myśląc o tym, że muszę jeszcze coś tutaj napisać od razu mi się odechciewało, ale kiedy już tak siedzę i zaczynam "tworzyć" to czuję niesamowitą energię i zarazem spokój. Uwielbiam ten stan, dlatego tak bardzo kocham pisać. Próbowałam zająć się opowiadaniami lub czymś podobnym, ale prawdę mówiąc, wolę pisać o faktach, własnych uczuciach i spostrzeżeniach. Posty to specyficzna forma wypowiedzi. Może dotyczyć w zasadzie... wszystkiego. Co ja lubię w blogowaniu? To, że nie ma żadnych zasad. Mam tylko swoją moralność, która nie pozwala mi na niektóre rzeczy, ale praktycznie rzecz biorąc nic mnie nie ogranicza. Jestem tylko ja, komputer i moja głowa, z której czasami muszę coś wyrzucić. I mimo, że czasami mi się nie chce i naprawdę piszę na siłę i z poczucia obowiązku, ale prawda jest taka, że gdybym z tym skończyła to niedługo później bym do tego wróciła. Ale ok, dziś taki temat nie-tamat, ale do tych fajniejszych muszę się lepiej przygotować. Żeby urozmaicić, kilka zdjęć.
sukienka- H&M | buty- Topshop
Na początek ogłoszenia parafialne. Po pierwsze- przepraszam za poprzedni post. Był słaby i bez sensu. Po drugie- postaram się zrobić serię podobnych postów. Wstawiałabym je w każdy ostatni poniedziałek miesiąca. Dokładnie jeszcze nie wiem jak będzie to wyglądać, wpadłam na to 3 minuty temu, ale mam już w głowie pewne koncepcje i do 29 września na pewno to sobie dopracuję. No i po trzecie- poniedziałki to mój czas dla was. Przynajmniej póki co, jeżeli nie zmieni mi się plan lekcji i nie będę padnięta po korkach z angielskiego to postaram wstawiać nowe posty. Na pewno będę się czasami spóźniać i przekładać to na wtorki, ale ja już tam mam. Ale przechodzę już do głównej części dzisiejszego postu, mianowicie poruszę dziś chory temat, jak jak za dawnych czasów. W sumie to dosłownie chory. Zastanawialiście się czasami ilu różnych ludzi mijaliście na ulicy? Ilu było wśród nich chorych psychicznie, przyszłych morderców czy coś w tym rodzaju? Obcy to jeszcze nic. Czasami zastanawiam się z iloma jestem na "ty". Uważasz kogoś za zwyczajnego znajomego, a tak naprawdę nie masz pojęcia co ma w głowie. O czym myśli i do jakich czynów byłby zdolny. Czy żeby stać się chorym trzeba być ofiarą jakiegoś traumatycznego wydarzenia? Ludzie nie rodzą się psycholami, prawda? Czytałam dziś artykuł o kobiecie, która była żoną seryjnego mordercy. W zasadzie to nie miała świadomości tego kim jest człowiek, z którym dzieliła życie, mimo że było ono ciężkie i wręcz nie do zniesienia. Napisała książkę i mam na nią straszną ochotę. No cóż, nie sądzę oczywiście, że co drugi przechodzień na ulicy jest seryjnym mordercą. Po prostu uważam, że czasami osoba, która nie daje tego po sobie poznać jest zupełnie inna niż ją postrzegamy. No ok, na koniec mam jeszcze kilka spraw. Na początek piosenka, od której się uzależniłam ;)
Teraz zaproszenie na nowego, cudownego i różowego bloga Oli! (design mój rzecz jasna).
No i oczywiście pozdrawiam kochaną Mary, którą w końcu dziś ujrzałam :D Ale żeby innym nie było smutno to pozdrawiam Olcię, Martynę, Gabi, Marysię, Paulę, Natkę i w ogóle wszystkich <3
Miłego pierwszego dnia jutro!