Mogę wyjątkowo napisać post o niczym? Pewnie nikt nie zauważył, że spóźniłam się z postem 1 dzień, ale czuję się z tym okropnie. Zaniedbałam systematyczność, którą sobie ostatnio wyrobiłam. Z nowym rokiem i tak dostosuję czas na bloga to swojego nowego planu lekcji. Jak już wspominałam kilka tygodni temu- nie mogę się go doczekać. Jest wieczór, za 2 godziny zacznę obchodzić swoje siedemnaste urodziny. W ogóle nie czuję jakiejś różnicy. W zasadzie to nadal mogłabym mówić, że mam 16 lat. Nie organizowałam żadnej imprezy, nawet nie wiem czy się jutro ubiorę czy jak zwykle spędzę pół dnia w piżamie. Ale zrobiłam sobie samej mały prezent. Od dziś korzystam z darmowej 7-dniowej wersji premium na Spotify. Żyję teraz jak królowa. Do przyszłego wtorku. Może pokażę wam kiedyś jakąś muzykę? Okey, dzisiejszy post cały jest wyjątkowy. Nie dość, że o niczym to jeszcze krótki. Na koniec pokażę wam zdjęcia zrobione w dniu, kiedy jeszcze świeciło słońce.
Za równe dwa tygodnie powinnam być już spakowana do szkoły, ale pewnie jak zwykle odłożę to na późny wieczór. Na pewno ustalę, w co się ubiorę i wbrew pozorom będę się naprawdę cieszyć z powrotu. Powrotu do normalności. Zacznę spokojnie przeżywać każdy dzień- od rana do wieczora. Dam odpocząć swojemu pokojowi i w końcu wyjdę do ludzi. To nie tak, że ciągle jestem smutna. Za dużo wolnego czasu, za dużo chwil sam na sam ze sobą, za dużo okazji do zbędnego myślenia o rzeczach, które w tym momencie nie powinny mnie obchodzić. Ale przeczytałam gdzieś, że artyści tak mają. Chorzy na depresję też. Hmm... z wszystkich plusów powrotu do szkoły najbardziej nie mogę doczekać się ludzi. Wspaniałych, cudownych, kochających się ludzi, z którymi będę mogła spędzać godziny. Samo wstawanie wcześnie rano, ładne ubranie i makijaż sprawiają, że czuję się lepiej. Ostatnio wyrzuciłam z siebie tak wiele emocji, że naprawdę mam tego dość. Szczęście. Nie można chyba wprost określić, że jest się szczęśliwym. Szczęście jest nietrwałe. Ale czy jest to stan, którym mogłabym opisać konkretny okres swojego życia? Mogę powiedzieć, że moje dzieciństwo było szczęśliwe? Przecież nie zawsze byłam uśmiechnięta. Zdarzały się łzy. Często też chodziłam obrażona. To obraz ze swojego dzieciństwa, którego nie zapomnę. Czy jestem pesymistką? Nie mam pojęcia. Podobno tak, ale nie chcę nią być. Nie chcę być za taką uważana. Dziś jest jeden z wieczorów, kiedy mam pełno planów i energii na ich wykonanie. Na pewno nie będę umiała przestać się wszystkim przejmować. Nie muszę już na niczym rozmyślać. Doszłam do różnych wniosków na konkretne tematy. Mam wnioski- więcej mi nie trzeba. Szczęście. Nakleję sobie kartkę z tym słowem przy biurku. Mogłabym też w szafie, przy lustrze i w lodówce. Przypominałoby mi, że mam przestać rozmyślać. Więcej czytania, poznawania, rozmów, ludzi.
Przeglądałam właśnie spis tematów, jakie przygotowałam dla was na co najmniej 10 tygodni. Lubię planować i być w poczuciu, że zawsze mam coś w pogotowiu. Nigdy nie lubiłam pisać postów na siłę. Jak na ironię wszystkie "ważne" kwestie, które chciałam tutaj poruszyć znikały jak tylko znajdowałam się w momencie wpisywania tytułu posta. Choć ostatnio tę czynność zostawiam na sam koniec. Nieważne. Włączyłam notatnik w swoim telefonie i przypomniałam sobie, kiedy jadąc autobusem myślałam na ten właśnie temat. Mimo że mam straszną ochotę pobawienia się dziś w psychologa, to doszłam do wniosku, że pogadamy dziś o czymś lżejszym. Ostatnia przesyłka od Sheinside jest do tego perfekcyjnym pretekstem. Pamiętam, jak jeszcze kilka lat temu nie chciałam ubierać, ani nawet kupować bluzki, ponieważ "prześwituje mi biustonosz". Czy w waszych szafach też jest teraz pełno przezroczystych bluzek? Nie wiem dlaczego, ale fakt, że każdy może zobaczyć... moje wnętrze, jakoś przestał mi przeszkadzać. Oczywiście świecę swoim ciałem na ulicy, etyka jednak zobowiązuje. Poza tym nie jest ono tak piękne, żeby się nim chwalić, ale to już inna kwestia. Nie oglądam Fashion TV, chociaż mają mojego lajka na Facebooku. Nie śledzę żadnych pokazów mody, szczerze mówiąc prędzej jakieś wystawy w Londynie czy Nowym Jorku, ale dosyć często zdarza mi się trafić na jakiegoś bloga czy nawet gazetę modową. Kiedy oglądam zdjęcia modelek z wybiegów zaczynam się zastanawiać, kiedy pokazywanie się nago na ulicy będzie uważane za coś normalnego. To, co jest popularne w tej chwili w ogóle mi nie przeszkadza, a nawet podoba. Ale światu jest wszystkiego "za mało". Zaraz coś staje się nudne i ludzie potrzebują czegoś nowego. Przypominam, że na początku XX wieku nie pozwalano kobietom na pokazywanie wdzięków na plaży. Minęło 100 lat i nie trzeba się wiele rozglądać, aby zauważyć różnicę. Co będzie za kolejne 100 lat? Nie jest to moja przyszłość, ale strasznie mnie to ciekawi. A raczej to, w którą stronę pójdą ludzie. Czy cofną się w przeszłość i dojdą do wniosku, że lepiej zakryć, czy co jakiś czas będą przełamywać kolejne bariery.
BLUZA | SPÓDNICA- NEW LOOK | BUTY- TOPSHOP | TOREBKA- PARFOIS
Zapraszam też na mojego nowego Tumblr'a
Jeszcze kilka lat temu izolowałam się od wszystkiego, co popularne, powszechnie znane i lubiane. Chociaż mogę to ująć nieco inaczej: nie przyznawałam się nikomu, że podobają mi się niektóre piosenki Rihanny czy kogoś o podobnej twórczości. Działało to mniej więcej w każdej dziedzinie mojego życia. Wszystko zaczęło się od rocka, idąc w coraz cięższą muzykę. Wiązało się to też z ubiorem. Potem miałam krótki epizod, kiedy nosiłam męskie t-shirty. Kiedy myślę o tym teraz, dochodzę do wniosku, że chciałam się nieco pod tymi ubraniami ukryć. Nigdy nie byłam szczuplutka, wręcz przeciwnie. Wtedy chyba zaczynało mi to przeszkadzać. Jeszcze rok temu ostro trzymałam się swoich zasad. Kolejna zmiana środowiska, nowa szkoła, nowi ludzie, w tym Ola, która na pewno miała na mnie duży wpływ. Wyszło z tego coś, co kształtuje się do tej pory, ale na pewno nie ograniczam się na nowe rzeczy. Kilka lat temu modne stało się określenie: słucham wszystkiego, co wpadnie mi w ucho. Wtedy uważałam, że ludzie, którzy nie mają określonego gustu, są po prostu nijacy. Chociaż do tej pory nie otworzyłam się na wszystkie gatunki, to zdecydowanie złagodziłam swój gust. Istnieje teoria, mówiąca że człowiek zmienia się co ok. 7 lat. W przypadku nastolatków jest to raczej kilka miesięcy. Okres dojrzewania to strasznie głupi czas. Przeszłam wiele metamorfoz zanim dotarłam do swojego obecnego wyglądu. Pokochałam jedną rzecz: kontrasty. Możecie to zobaczyć nawet po moich zdjęciach. Ciemne ubrania i makijaż, jasne włosy i tło. Gdybym mogła to pomalowałabym się nawet czarną szminką, ale nie wiem czy potrafiłabym się w niej pokazać. I tak sądzę, że jestem dość odporna na ludzi. Wiele się w mojej głowie zmieniło, ale nie zamiłowanie do dziwnych butów, które zawsze jakośtam zwracały uwagę. Za to rzeczy, które poszły w niepamięć mogłabym wyliczać i wyliczać... kolorowe pasemka, czarne cienie do powiek, tapirowane włosy, glany, pieszczochy... Ale są ludzie, których znam już od wielu lat i ich gusta swoją w miejscu. Może tylko ja nie potrafię się na nic zdecydować?