Nie potrafię dziś napisać niczego interesującego. Podchodzę do tego posta po raz drugi, tamten był zlepkiem faktów z ostatnich trzech dni, nic ciekawego. Za chwilę skończy mi się playlista, a ja nadal nie mam pojęcia jak się za to wziąć. Mój laptop jest w tym momencie nieosiągalny. Zepsuł mi się zasilacz i jakiś czas minie zanim zdobędę nowy, więc póki co jestem zdana na komputer mamy, którego kompletnie nie ogarniam. Przetrwał jeszcze nockę z Olą. Pierwszy raz przyjechała zobaczyć jak mieszkam. I z kim. Moja siostra zrobiła największe wrażenie. I... jejku. To bez sensu. Czuję się jakby wypłynęła ze mnie cała kreatywność. Nie umiem sklecić jednego, porządnego zdania. Jestem zmęczona? Może to dlatego, że nie jestem na moim laptopie? Muszę przemyśleć co zrobić z tą stroną. Zmieniłam już wygląd, pora zmienić siebie. Przede wszystkim, moje podejście do was. W zasadzie to traktowałam to miejsce jako coś dla siebie, gdzie mogę się wygadać, pisałam to, co chciałam komuś powiedzieć, ale tu przecież są ludzie, którzy to czytają i w pewnym sensie są obecni w każdym ważniejszym momencie mojego życia. Wy wszyscy. Nie wiem jak to zmienić, jak do tego podejść, ale teraz będę miała trochę czasu, żeby się nad tym zastanowić. Odezwę się prawdopodobnie pod koniec przyszłego tygodnia, więc tym, którzy kończą ferie, jak ja- współczuję, a tym, którzy zaczynają- zazdroszczę. Miłego.
Q&A
Dziś zajmę się czymś innym niż wylewaniem swoich mądrości. Dwa posty temu zaproponowałam coś, co w zasadzie jest zaprzeczeniem tego, co sądzę na temat tagów. Doszłam jednak do wniosku, że takie pytania to sposób na to, żebyście mogli mnie choć w minimalnym stopniu poznać lepiej. Nie odpowiem na wszystkie pytania z różnych powodów, uporządkowałam je, a odpowiedzi będę pisać na gorąco. Na gorąco? Głupio brzmi, ale wiecie o co chodzi.
Z jakiego powodu założyłaś bloga?
Było to prawie dwa lata temu, więc w zasadzie sama już nie pamiętam. Wcześniej ciekawiło mnie tworzenie czegoś takiego, trochę próbowałam, ale nigdy nie wychodziło to po mojej myśli. W końcu postanowiłam konkretnie do tego podejść i zostało tak do dziś.
Co jest Twoją największą motywacją do pisania bloga?
Liczby.
Liczba wyświetleń, liczba obserwatorów, liczba komentarzy i ich treść. Mimo że niektóre komentarze są negatywne, bądź pisane nieszczerze to na pierwszy rzut oka można odróżnić ten pisany od serca. Takie cieszą i motywują mnie najbardziej. Od września wspaniałą motywacją jest też moja kochana Mary, która przynajmniej raz dziennie pyta "Kiedy nowy post?"
Czy zrezygnowałabyś z bloga?
Kiedyś zastanawiałam się, czy kiedy już mi się znudzi będę zdolna go usunąć. Myślę, że nawet jeśli tak by się zdarzyło to i tak zostawiłabym go dla siebie. Przecież jest tu masa moich wspomnień!
Co najbardziej lubisz w blogowaniu?
To, że mogę śmiało wyrażać swoje poglądy, mogę się wyżalić, doradzić. Poza tym pisanie bloga stało się moim głównym zajęciem. Poświęcam temu mnóstwo czasu, ale sprawia mi to dużą przyjemność, a kiedy dowiaduję się, że komuś z moich czytelników również, to jest naprawdę wspaniałe uczucie.
Masz przyjaciółkę?
Pytanie retoryczne?
Ulubione zwierzę?
Teraz mnie znienawidzicie. Nie pałam ogromną miłością do zwierząt, co też nie znaczy, że cieszę się z ich krzywdy. Po prostu na widok małych piesków czy chorego kotka nie kręci mi się łezka w oku. Nie wiem czy mam ulubione zwierzę. Chciałabym mieć znów żółwia. Mielibyśmy z pewnością wiele wspólnego ;)
Jakie są twoje wymarzone wakacje?
2 miesiące spędzone w Londynie lub jakimś nadmorskim mieście pełnym moich ulubionych sklepów i pięknych miejsc.
Co chcesz robić w życiu?
Moim marzeniem jest praca psychologa, ale z kilku względów bardzo ciężko będzie mi osiągnąć ten cel.
Kto jest twoim idolem ?
Nie mam żadnego konkretnego idola. Mam kilka osób, które są moimi autorytetami np. Michael Jackson. Swoim stylem imponuje mi Le Happy, a muzyką wiele zespołów, które czasem pojawiają się na blogu.
Jak opiszesz swój styl ?
Podoba mi się to, co nie podoba się większości moich rówieśniczek. Uwielbiam dziwne, masywne buty, obcisłe spodnie, ciekawe koszulki czy koszule. A, i jeszcze jedno... Skarpetki. Czerwone, różowe, w kwiatki, w kropki, wszystkie ciekawe wzory jakie tylko wpadną mi w oko. Na temat ubrań mogłabym pisać godzinami, w zasadzie to ostatnio widzieliście moje ubrania jakiś rok temu, kiedy skończyłam swoją przygodę z "blogiem modowym". Pracuję jeszcze nad moim stylem, ale myślę, że za rok-dwa się wyrobię :)
Twoje największe marzenie?
Mam wiele małych marzeń typu: pojechać na koncert, poznać kilku ludzi itd. Ale takim największym z największych jest chyba.. poczucie szczęścia.
Czym dla Ciebie jest sztuka?
Sztuka to wyrażanie własnej osobowości przez liczne, kreatywne działania. Mam ogromną słabość do artystów, ludzi, którzy nie boją się samych siebie i innych. Mają wystarczająco dużo odwagi i zawziętości, że są w stanie tworzyć wspaniałe rzeczy, które każdy odbiorca może dowolnie interpretować.
Mam nadzieję, że chociaż w małej części naświetliłam wam siebie i pozwoliłam wejść do swojej głowy. Jeśli wam się podoba to pomyślę nad podobnym postem w przyszłości.
Chciałabym już iść do szkoły. Jak jest szkoła to nie muszę o niczym szczególnym myśleć. Skupiam się na niej, zajmuje mi ona większość głowy. Kiedy jej nie ma to myślę o wszystkim innym i zawsze wychodzi z tego coś niepożądanego. Postanowiłam coś ze sobą zrobić. Ostatnie dwa dni dały mi wiele do myślenia. Pora wziąć się za siebie. Trzeba odetchnąć od tego wszystkiego co robiłam do tej pory. Wyjść, śmiać się. Zająć się "robieniem miłych wspomnień". Został mi tydzień ferii. Czwartek spędziłam z Olą i Tomkiem w Krakowie. Skończyło się na lataniu tam i z powrotem z Galerii Krakowskiej na rynek, ale i tak było fajnie. Wyszłam z domu, rozerwałam się. Noc spędziłam u Oli. Dość ekscytującą noc. Jej suczka gdzieś po 1 czy 2 w nocy zaczęła rodzić. Przyniosła na świat 9 szczeniaków. Choć w zasadzie to myśli w tym czasie miałam zupełnie gdzie indziej. Wróciłam wczoraj zmęczona i zziębnięta. Zapomniałam, że jest zima i nie wzięłam sobie rękawiczek. Jak tylko weszłam do domu od razu odechciało mi się spać. Musiałam w końcu pogadać z kilkoma osobami. To strasznie dziwny styczeń... Już zdążyłam się wiele o sobie samej dowiedzieć. Posegregować niektóre znajomości, inne zakończyć. To było bardzo męczące, ale owocne. Nie zawsze dostaję to, czego chcę. Nie jest to dla mnie proste, ale potrzebne. Było ciężko, ale po uświadomieniu sobie realiów doszłam do wniosku, że przecież nie warto.. Nie warto zawracać sobie tym głowy. Trzeba żyć z dnia na dzień, dla siebie.
Wszystko jest takie niestabilne. W ciągu ostatnich dwóch dni padło zbyt dużo niepotrzebnych słów. Trochę bolesnych, ale przecież nie warto się tym przejmować. Mam słuchać zdania jakichś zakompleksionych nastolatków? OKEY. Pomyślałam nad tym i mi przeszło. Ale nie lubię tego stanu, kiedy wiem, że coś sie dzieje, a nie wiem za bardzo co. Ja robię coś źle? Za dużo "mnie" w tym wszystkim? Nie rozumiem. Staram się rozumieć. Choć w zasadzie nie wiem czy jest tu coś do rozumienia. Nie wiecie o co chodzi, prawda? Ale pewnie wkurza was, gdy ktoś bliski nagle staje się kimś zupełnie obcym. Ludzie wmawiają sobie, że ich życie jest skomplikowane. Tak, ograniczają się. Zbyt poważnie do tego podchodzą. Mówią, że "są wrażliwi". No kurde! Wstań z tego krzesła i zrób to na co masz ochotę, a nie użalaj się miesiąc nad jedną porażką... Mimo że sama tak robiłam, teraz jest to dla mnie jedynie strata czasu. Przechodzi po dwóch dniach. Chyba że to się ciągnie, tak jak teraz. Choć w zasadzie to nie mam pojęcia co się dzieje. Mam wolne, dużo czasu na myślenie. To jest dla mnie najgorsze. Gdy myślę za dużo, czas leci mi wolniej. O wiele za wolno.
Pomyślałam, że zrobię jeden luźny post z waszymi pytaniami, więc jeśli macie, jakieś bardziej kreatywne i ogarnięte to zachęcam do pisania w komentarzach.
Bardzo dziwnie się dziś czuję. Czytam poprzednią notę i łapię się za głowę. Jak mogłam opublikować coś tak nudnego i pozbawionego sensu. Przepraszam za niego. Nie wiem, wczoraj doszłam do wniosku, że znudziło mi się to całe blogowanie, nie mam już pomysłów i energii. Dziś rano mi przeszło, ale nadal czuję to.. dziwne coś. Nie wiem, tak jakbym była zmęczona. Ciągłe umartwianie się nad wszystkim mi nie służy. Wolałabym mieć wszystko uporządkowane, tak jak kiedyś. Ale wtedy nie byłam szczęśliwa. Teraz jestem, ale muszę się o wiele bardziej starać. Tak, to zmęczenie. Na szczęście mam całe 2 tygodnie żeby odetchnąć, upewnić się czym powinnam się zająć, pomyśleć, odpocząć. Zająć się na chwilę czymś innym. Poprzeglądać strony z ciuchami i innymi bajerami. Oglądać filmy, eksperymentować z makijażami, trochę odświeżyć szafę. Dobrze znam ten scenariusz. Może znajdę jakąś nową fryzurę, nie wiem, cokolwiek.
Ten tydzień powinien być fajny, na pewno będzie fajny. Ale to w swoim czasie. Nie mogę się go doczekać.
Nie było mnie tu tak długo, że aż mnie wylogowało? No bez przesady. Czas leci tak szybko, że odkładanie wszystkiego przychodzi mi łatwiej niż łatwo. Jest połowa miesiąca, miałam napisać w poniedziałek. Miałam zrobić wiele rzeczy. Mam ostatnio wrażenie, że się gubię. Mam na głowie za dużo spraw, za dużo osób. Ktoś ciągle czegoś ode mnie chce, zaczyna mnie to powoli irytować. Muszę sobie wszystko poukładać i zaplanować. Przemyśleć jak zorganizować czas po feriach, żeby mieć go wystarczająco dużo na zrobienie wszystkiego co konieczne. Mam wam do powiedzenia tyle rzeczy, ale w zasadzie to o żadnej nie mam odwagi i potrzeby pisać. Powody pisałam w poprzednich notach. Z całą pewnością nie czuję już pustki. Wszystko jest, tylko muszę to jeszcze poukładać na odpowiednie miejsca. Będzie dobrze, nie? Już jest. Mimo, że codziennie jest coraz gorzej, to patrząc ogólnie jest lepiej niż kiedykolwiek. Takie odnoszę wrażenie.
Poproszę Mary o uśmiech!
Nigdy nie sądziłam, że głupi przypadek tak niespodziewanie i nagle zmieni coś w moim życiu. Każdego dnia dowiaduję się czegoś nowego. Każdy dzień przynosi nowe doświadczenia. Nowe fakty. Nowe wyzwania. Uczysz mnie jak sobie z nimi radzić. Jak pomagać sobie i innym. Mam wrażenie, że to rekompensata od losu. W końcu się na nią doczekałam. I mimo, że dalej nie załatwiło to wielu spraw, to nie czuję się już tak obciążona. Mogę spokojnie odpocząć, wziąć głęboki oddech. To było mi bardzo potrzebne. Spokój ducha. Nie, jego jeszcze nie ma. Nie mogę patrzeć jak ktoś mi bliski sam sobie robi krzywdę. Nie znoszę tego. Nienawidzę, gdy nie mogę na to w żaden sposób wpłynąć. Zrozumiałam jak jestem słaba. Widocznie się do tego nie nadaję. To trudniejsze niż myślałam. Nie łatwo jest wmówić coś ludziom. Chyba że działasz na ich podświadomość. A może ja jestem zbyt podatna na słowa? Zbyt ufna, zbyt... Nie wiem. Człowiek w jednej sekundzie może zniszczyć relację, o której mówił "nie do pokonania". Dlatego warto dbać o bliskich nam ludzi, prawda? Chyba że mimo wszystko, oni wybrali inaczej...
Nie chcę się chwalić, ale jestem szczęśliwa.
Uwielbiam ten czas nadejścia słońca po burzy. Ta burza była inna. Trwała kilka miesięcy, przyniosła mnóstwo klęsk, nauczek, zawodów. Wstałam dziś rano z uśmiechem na twarzy. Aż trudno mi uwierzyć, jak wiele przypadkowych zdarzeń to spowodowało. Czuję, że moje nastawienie do świata bardzo się zmieni. Byłam zbyt pesymistyczna, nie wierzyłam w ludzi. Nadal uważam, że jesteśmy zbyt wpatrzeni w nieodpowiednie wartości. Sama taka jestem. Byłam. Za dużo myślałam o przyszłości, nie dawałam sobie szans, aż w końcu całkiem przestałam o niej myśleć. "Przecież samo się ułoży", to było moje jedyne usprawiedliwienie. Teraz wiem, że sama muszę zająć się swoim życiem. Nie muszę kochać wszystkich ludzi. Wystarczy, że będę otaczać się tymi, którzy kochają mnie. Nigdy nie rozumiałam ani przesadnych optymistów, ani samobójców. Samobójców dusz również. Gdyby nie te kilka przypadkowych zdarzeń to prawdopodobnie sama zniszczyłabym własne wnętrze. Zrobiłabym coś, co zniszczyłoby mnie jako człowieka. Nauczyłam się bardzo wiele. Zobaczyłam, że tak naprawdę wystarczy kilka chwil by stało się jasne kto jest kim. Najbardziej przeraża mnie to, że od nowa muszę kształtować swoje poglądy. Przynajmniej nie muszę robić tego sama. Mieliście rację. Wszyscy mieliście rację. Myślę o przyszłości i mam uśmiech na twarzy. Muszę starać się o nią teraz. Przecież tak niewiele czasu zostało do opuszczenia rodzinnego domu i szukania własnej drogi. Chcę nią kierować sama. Właśnie sobie to uświadomiłam.
Siedzę na łóżku przed pustym polem. Trzymam ręce na klawiaturze. Myślę.
Skrócone lekcje zmusiły mnie do stania na zimnie przez godzinę. Mimo że pierwsze 20 minut zleciało mi dość szybko, to jednak po pewnym czasie poczułam, że mam na nogach wysokie buty. Stoję na dworcu, patrzę, myślę. Ci wszyscy ludzie ciągle biegną, każdy w swoją stronę. Czy doszło do tego, że zamieniliśmy się w jedną, wielką, szarą masę? Na prawdę liczą się tylko obowiązki, ciągłe przemieszczanie się z miejsca na miejsce, załatwianie spraw, które właściwie nas nie obchodzą? W sumie, robimy to bez namysłu, czy jest w tym jakikolwiek sens. To nie ma znaczenia, ważne, że mam to zrobić. Ciekawe jaki procent ludzi w moim wieku stanowią osoby, które kładąc się wieczorem do łóżka nie myślą o jutrzejszym sprawdzianie, spotkaniu z kumplami czy wyjściem do kina. Chyba często słyszymy pytanie "co u ciebie?". I podejrzewam, że większość z was nie lubi go tak jak ja. Ale sama je zadaję. Tak, jak wczoraj. Co słyszę w odpowiedzi? "Jadę tam i tam, robię z kimś to i tamto..". Ale ja pytam co u ciebie, w twojej głowie, a nie w twoim otoczeniu. Każdy na jakieś tam swoje sprawy, którym poświęca czas w ciągu dnia. A w nocy wszyscy śpią. Nie każdy ma taką chęć i zapał, żeby tak jak my, blogerska społeczność, usiąść na chwilę i pomyśleć tylko nad tym, co mamy w głowie. W zasadzie to oni sami nie wiedzą jacy są. Nie potrafią się zidentyfikować. Podporządkowują się pewnej grupie, żeby nie myśleć nad swoja osobowością, bo nie mają na to czasu. Przecież wykonują swoje obowiązki.
Dostałam dziś skargi, że zapominam o pozdrowieniach. Wszyscy mówimy "cześć" Martynie, którą macie na dole :)
Już. Skończyło się. Jeszcze kilka dni będą strzelać fajerwerkami aż w końcu całkiem im przejdzie. Dwa tysiące czternaście. Te daty się coraz trudniej wymawia. Każdy robił sobie podsumowania minionego roku. Ja w sumie nad tym wcześniej nie myślałam, ciągle mówiłam sobie, że to bez sensu skoro jeszcze się nie skończył. Wczoraj, kiedy położyłam się kilka minut po północy do łóżka, zaczęłam myśleć. Strasznie dużo rzeczy zdarzyło się w tym roku po raz pierwszy. Pierwszy raz przekonałam się, co to znaczy "przyjaźń". Pierwsze poważne wzloty i upadki. Pierwsze poważne decyzje. Pierwszy paraliżujący stres. Pierwsze błędy. Pierwsze nauczki. Jeszcze kilka rzeczy mogłabym tu dodać. Nawet dość istotnych. Ale muszę mieć tutaj jakieś granice, prawda? Nie mogę mówić wszystkiego, chcę część zachować dla siebie. Ogólnie ten rok był dla mnie równie zły co i dobry. Spotkały mnie w nim najgorsze i najlepsze chwile w życiu. Zmieniłam się. Moje patrzenie na świat tym bardziej. Poznałam najwspanialszych ludzi na świecie. Najwspanialszych.