Napisałam w poprzednim poście ledwo dwa zdania o "objedzeniu się" na święta. 90% komentarzy dotyczyło właśnie tego. Mam dwie hipotezy. Albo czytacie tylko początek, albo piszecie podobny komentarz na podstawie tego, co przed wami napisali inni. Nie chcę narzekać. Choć w sumie właśnie to robię. Wiecie... dla mnie pisanie posta to nie jest 10 minut. Siedzę nad nim czasem nawet godzinę, bo akurat coś nowego przyjdzie do głowy, albo zupełnie zmieniam jego kompozycję. Czasem mam go już praktycznie skończonego, a jednak go nie publikuję. Pamiętam, że raz miałam taką sytuację, kiedy byłam w 99% zadowolona z tego, co napisałam. Zawsze czuję ten niedosyt. Zawsze jest coś, co chciałabym wam powiedzieć, a nie mogę. Albo nie chcę. Jest masa takich rzeczy. Czasem mnie to denerwuje, ale w końcu coś musi sprawiać, że przyjaciele są wyjątkowi. Jakbym tu o wszystkim pisała, to oni byliby bezużyteczni. Wczoraj miałam szansę zobaczyć, kto tak naprawdę choć trochę się mną przejmuje. Ostatnio dość często mam dołka. Zauważyłam też, że niektórzy piszą tę samą regułkę... "jesteś wyjątkowa". Wczoraj znów to usłyszałam. Albo.. "nigdy takiej nie spotkałam". To, że człowiek ma tysiąc przemyśleń na każdy temat, nie czyni go od razu wyjątkowym. To, że mam głupie marzenia, też nie. Choć kiedy przeczytałam "nie jest głupie, jest piękne", to się autentycznie rozryczałam. Tak pozytywnie. Niektórzy traktują mnie jak odludka. Całkowicie odcięłam się od społeczności w moim mieście. Raz na miesiąc spotykam się ze starymi znajomymi i dopiero dowiaduję się o jakichś incydentach z udziałem osób, z którymi pół roku temu widywałam się codziennie. Żyję teraz zupełnie czymś innym. Moje życie jest strasznie niestabilne. Raz jest tak, zaraz jest inaczej. Chcę, żeby Ci ludzie przynajmniej zostali. Oni mi odpowiadają. Mimo że bardzo się różnimy. Nie potrafię z dnia na dzień zmienić się w roześmianą imprezowiczkę. I się w kogoś takiego nie zmienię. W Sylwestra będę słuchać koncertów w telewizji, ale powiem że spędzę go z książką, piernikami i gorącą herbatą, żeby lepiej brzmiało. Nowy rok jest niezmiennie co 12 miesięcy. Kolejny pretekst, żeby się napić. Dla mnie coś takiego jest absurdalne i się nie zmienię. Może nawet po 18. zostanę abstynentką. Czemu nie. Myślałam też o wegetarianizmie, bo w zasadzie to lubię tylko kurczaka. I właśnie ten kurczak mnie od tego powstrzymuje. Mogę być wegetarianką plus kurczak. Ale jest też inna kwestia. Wegetarianin to ktoś, kto walczy o dobro zwierząt, jest wrażliwy na ich cierpienie i protestuje nie jedząc mięsa? Nieważne. Nie lubię też sałaty, a na jajku nie wyżyję. Mogę pożegnać się ze zmianą kuchni. Chyba że przerzucę się na chińszczyznę jak już wyniosę się do jakiegoś większego miasta. Moje kubki smakowe są bardzo wybredne.
Zaczynając na rozmyślaniu o mojej osobowości, kończąc na kuchni. Kto
doczytał do końca, niech napisze na dole. Fajnie mi będzie. Sprawdzimy
kto cwany 2 pierwsze zdania przeczytał. Ale i tak was kocham.
Mój nos wcale taki nie jest.